Wg ustaleń poczynionych w ubiegłym roku przez Okręgowy Kapitanat Sportowy PZW Tarnów (OKS), w sezonie 2015 tytuł Spławikowego Mistrza Okręgu (MO) miał przypaść zawodnikowi, który zwycięży w klasyfikacji generalnie Spławikowego GPX Okręgu w roku 2014. Dzięki dobrym występom w ubiegłorocznym cyklu udało mi się go wygrać i tym samym uzyskać tytuł MO na 2015 rok wraz z prawem startu w MP. W lutym tego roku okazało się jednak, że zgodnie z punktem 5.2 zasad organizacji sportu wędkarskiego w PZW: Zawody mistrzowskie na szczeblu okręgu muszą zakończyć się w danym roku, przed planowaną datą Mistrzostw Polski. Na zebraniu OKS zapytano mnie co ja o tym myślę odparłem iż: wolę wygrywać walcząc i jeśli tak mówi regulamin to nie pozostaje nic innego jak się do niego zastosować. W związku z tym anulowano/odebrano mi tytuł na rok 2015.
Z przykrością muszę stwierdzić, że w tym momencie w poczynania naszego OKS zaczyna się wkradać totalny chaos. Najpierw na datę tzw. “dogrywki” czyli dodatkowych dwóch tur, które miały zakończyć cykl w roku w którym zawodnik miał reprezentować okręg na MP wyznaczono termin pokrywający się z GPP. Później zrezygnowano z dogrywki, całkowicie odcięto się od ubiegłorocznego cyklu, pozostawiając duży niesmak wśród około 40 zawodników, którzy poświęcili swój czas i pieniądze ażeby wystartować GPX i bić się o tytuł MO. Następnie na termin mistrzostw wytypowano datę pokrywającą się z eliminacjami do GPP, a dodatkowo OKS podjął decyzję o rozegraniu dwóch tur w jeden dzień (sobota), argumentując to faktem, iż koła w Naszym Okręgu mają zaplanowane zawody w niedziele. Moim zdaniem taka impreza jak spławikowe MO powinny mieć absolutny priorytet zarówno wśród organizatorów jak i u zawodników, a tymczasem wygląda na to, że impreza niższej rangi jest ważniejsza od MO. Kolejną już datę zawodów wyznaczono na 06.06, a na łowisko wybrano rzekę Wisłę w miejscowości Świniary, jako łowisko zastępcze wytypowano kanał w Krakowskiej Nowej Hucie. Głównym argumentem był tutaj fakt, że MP mają odbyć się na wodzie bieżącej więc i eliminacje powinny wyłonić zawodnika, który najlepiej poradzi sobie w takich warunkach. Zgoda, ale niestety nikt nie baczył przy tym na fakt, iż łowiska te są lekko mówiąc nieprzystosowane pod względem obejścia do rozgrywania tam zawodów rangi MO. Ostatecznie na 5 dni (!!!) przed planowanymi zawodami prezydium OKS, podejmuje decyzję o zmianie łowiska na Zabierzów Bocheński, argumentując zmianę brakiem możliwości należytego przygotowania łowiska… Czy naprawdę nie nikt nie mógł tego przewidzieć? Jaki sens ma wyznaczanie łowiska zastępczego na którym nie można rozegrać zawodów?
Cała ta kuriozalna sytuacja sprawia, że przed mistrzostwami nie mogę odbyć ani pół treningu na łowisku gdzie rozegrano zawody. Do rywalizacji przystąpiłem z marszu korzystając z informacji z sieci, a także rozmawiając z kolegami którzy rzutem na taśmę odbyli tam jeden trening i to w dodatku w pojedynkę. Tak więc na pierwsza turę przygotowuję się na wszystko, a zwłaszcza na wyciąganie wniosków przed druga turą… We wstępnym nęceniu zanęciłem 3 linie: 5m bata (drobnica), 13m tyczkę (leszcze) oraz odległości na 40 m (karpie). Ostatecznie w czasie pierwszej tury wszystkie ryby łowię batem, tyczka nie przynosi żadnych rezultatów, a odległości nie sprawdzałem ponieważ widziałem, iż sąsiedzi z matcha mieli tylko pojedyncze brania drobnych rybek. Przez pierwszą turę męczę się niemiłosiernie, widzę że nie jestem dobrze wpasowany w rybę, która to ewidentnie żerowała w toni, i nie chciała skupić się przy dnie. Krąpie, leszczyki i płocie łowiłem najczęściej od pół metra do metra nad dnem. Mimo tych kłopotów uzyskuje wynik 2900 pkt. W sektorze zajmuję 4 miejsce przegrywam od 100 pkt. do 900 pkt. z zawodnikami, którzy dołowili bonusa w postaci 1,5 kg karpi.
Czwartą pozycję uznaję za dobrą do ataku zwłaszcza, że w drugiej turze los rzucił mnie do sektora z dwiema jedynkami, dwójką i trójką wszystko było więc z moich rękach, a ja zamiast liczyć na innych sam mogłem zawalczyć o odrobinie strat po pierwszej turze. Co jest jednak ważniejsze przed druga turą byłem już bogatszy o wiele wniosków, które pozwoliły mi zweryfikować moją taktykę.
Patrząc na wyniki wiedziałem, że muszę złowić 4 kg ryb, a najlepiej jeszcze dołowić bonusa. Zrezygnowałem więc z łowienia długa 13 m tyczą na rzecz 11-tki, taka odległość gwarantowała znacznie sprawniejsze operowanie wędką, dodatkowo wszystkie bonusy z pierwszej tury, padły na tyczki tej długości. Odległościówkę i bat odrzuciłem, zamierzałem łowić precyzyjnie i skupiać rybę możliwie blisko dna.
Na trzy topy założyłem zestawy ze spławikami Bream Star 0,75 g, 1g, 1,25g. Ołów rozłożyłem w sposób gwarantujący swobodny opad przynęty na ostatnich 80 cm tzn. obciążenie główne ustawiłem 80 cm nad dnem, poniżej ulokowałem trzy małe śruty, które doważały spławik do podstawy anteny, do 1/3 anteny i do 2/3 anteny. Bream Star dzięki temu, że wyposażony jest w plastikową anten i węglowy kil świetnie nadaje się do łowienia z opadu.
Mieszanka zanętowa którą przygotowałem składała się z 1 paczki zanęty Lorpio GP Bream, paczki gliny argile brune i dwóch paczek gliny rozpraszającej de some. Wszystko to zostało przygotowane w konsystencji która każdorazowo rozpadała się w trakcie opadu kuli. Do dna docierały najwyżej niewielkei rdzenie. Do zanęty dodałem 250 ml jokersa i garść kasterów. 1/3 tej mieszanki podałem na wstępie. Ryby ustawiły się w moim polu nęcenia już od samego początku. Pierwszy wyjazd tyczką zakończył się zerwaniem 0,5 kg leszcza, następnie odławiałem naprzemiennie krąpie, płocie i leszczyki w granicy od 100-500 pkt..
Ryby brały prawie wyłącznie z opadu i sądząc po zachowaniu spławika około 40-50 cm nad dnem. Kilkakrotnie próbowałem spenetrować dno ale okazywało się, że miałem tam dokładnie te same ryby co wyżej, a na branie musiałem czekać 5 min.. Po około godzinie mam kolejne przychwycenie przynęty w toni, tym razem jednak guma 1,0 mm po zacięciu potężnie wyjeżdża z topu. Amortyzator rozciąga się do granic możliwości, a ja wiem, że muszę zatrzymać rybę nie bacząc na cienki 0,10 mm przypon. Ostatecznie ryba staje, szybko wychodzi do powierzchni i po 3 min holu mam w podbieraku 1,5 kg karpia. Narobił on jednak tyle zamieszania w łowisku, że brania ma około 30 min słabną. Sukcesywnie donęcam więc kubkiem, przy okazji dodam, że cały czas donęcałem tą samą mieszanką co na początku do której każdorazowo dodawałem jeszcze szczyptę jokersa i kastera. Przez kolejną godzinę odławiam drobne rybki. W ostatnich 60 min. dokładam jeszcze kilka średnich leszyków, w tym największego za około 600 pkt. na około 1 min przed sygnałem.
Z informacji które otrzymałem od Dawida wiem, że raczej powinienem zgarnąć 1-kę sektorową i faktycznie z wynikiem 6385 pkt. tak się stało. Teraz istotny był wynik pozostałych zawodników w sektorze. Szczęśliwie okazało się że nie utrzymali oni wysokiej formy z pierwszej tury i ostatecznie z wynikiem 5 dużych punktów sektorowych wygrałem całe zawody i obroniłem tytuł spławikowego Mistrza Okręgu, który wywalczyłem w roku ubiegłym.
Drugie miejsce przypadło dla Jarka Boduszka 6 pkt, a na najniższym stopniu podium stanął Adrian Gębala 7 pkt.. Na koniec dnia czuje satysfakcję, że coś na co wg ustalonych w ubiegłym sezonie zasad zapracowałem, wróciło w moje ręce.
Szkoda tylko że zawodnicy, którzy walczyli tak jak ja w ubiegłym sezonie nie mogą powiedzieć tego samego. Dzięki zwycięstwu w MO uzyskałem prawo startu w MP jednak już dziś wiem, że ze względów rodzinnych nie będę mógł wystarować. Nie pozostaje mi nic innego jak ciężko trenować i za rok spróbować spełnić moje małe marzenie o zakończeniu rywalizację w MP seniorów w pierwszej 30-tce.
z wędkarskim pozdrowieniem
Mateusz Przebięda