Rywalizacja o tytuł spławikowego Mistrza Okręgu PZW Tarnów na rok 2015 zaczyna nabierać rumieńców. Po czterech turach z cyklu GPx różnice pomiędzy pierwszą dziesiątką zawodników są nieznaczne i jeszcze wszystko może się zdarzyć tym bardziej, że dwa najgorsze indywidualne występy w całym cyklu będą odrzucane. Najbliższe zawody odbędą się na łowisku w Woli Batorskiej koło Niepołomic. Zbiornik ten był kilka lat temu areną zmagać w zawodach z cyklu Colmic Cup. Przyznam szczerze, że był on dla mnie zagadką. Dotychczas wędkowałem tam jeden raz podczas towarzyskich zawodów gdzie w dodatku ryby nie były skore do współpracy. Z informacji, które otrzymywałem od kolegów wiedziałem, że jest to łowisko głębokie około 3-4 m, obfitujące w ryby. Dominują w nim karasie, karpie, leszcze, jesiotry krótko pisząc średnie i duże osobniki. Jednocześnie jednak wiedziałem, że o ile w rekreacyjnym łowieniu ryby te współpracują bardzo chętnie to na zawodach łowi się je bardzo rzadko.
Pewnie zastanawiacie się, jakie przyjąć założenia przed treningiem na takiej wodzie. Moim zdaniem można próbować łowić największe sztuki, tak aby w trakcie zawodów wykorzystać 2-3 brania, lub starać się przyciągnąć średnią rybę. Postanowiłem na trening wybrać opcję nr 2. Zamierzałem spróbować wstrzelić się w leszczyki około 0,5-1 kg, które ponoć licznie występują w tym łowisku. Gdyby jednak okazało się, że zamiast leszczy w polu nęcenia pojawia się karpie czy karasie to byłem na to gotowy.
Do wędkowania przygotowałem 1 kg zanęty Lorpio Bream, którą dowilżyłem wodą z melasą. ½ kg wymieszałem z 2 opakowaniami gliny argile brune.
Moja mieszanka zanętowa była uboga i klejąca. Przy głębokości 3,5 m tęga zanęta to konieczność (kule powinny opaść w całości na dno), użycie gliny argile oprócz spoistości zapewniło mi bardzo szybkie (max. 2-3 min) rozmycie kul na dnie. Do zanęty dodałem 150 g jokersa i 150 g kastera.
Z kolei do kubka przygotowałem 1 opakowanie gliny argile, które zagęściłem collerem. We wstępnym nęceniu podałem całą mieszankę zanętową na którą kubkiem położyłem 7 kulek z 250 g jokersa, 150 g kastera, i garścią gnojaczków.
Jeśli chodzi o zestawy to rozłożyłem dwa topy uzbrojone w gumy Maver Club o średnicy 0,87 mm. Zestawy oparte były o spławiki Bream Magic, żyłka główna 0,12 mm przypon 0,10 mm o długości 25 cm niemal w całości położony na dnie, haczyk Drennan red fine 16, obciążenie rozłożone standardowo.
Po zanęceniu łowiska okazało się, iż na pierwsze branie musiałem czekać około 5 min. Jednak oczekiwanie zostało wynagrodzone pięknym karasiem, po którym dołowiłem kilka małych leszczyków i drugiego karasia. Generalnie przez pierwsze 45 min w łowisku nie pojawiły się większe ryby. Mniej więcej w tym momencie musiałem zrezygnować z łowienia… znieczulenie u stomatologa to fajna sprawa, ale kiedy przestaje działać bywa różnie, a ja właśnie zacząłem odczuwać skutki porannej wizyty. W związku z tym na stanowisku zastąpił mnie brat, a ja pełniłem funkcję fotografa i trenera.
Przez drugą godzinę scenariusz się nie zmienił. Do siatki trafiło kilka drobnych leszczy i dwa karasie. W związku z tym Dawid bardzo słusznie postanowił zmienić nieco koncepcje nęcenia. Zrezygnował z nęcenia gliną z robactwem. Donęcał natomiast spożywką z niewielką ilością gliny topionej pinki i kasterów.
Okazało się to strzałem w 10-tke. W polu nęcenia pojawiły się karasie, którym ewidentnie bardzo odpowiadała spożywka i kastery. Ryby brały zarówno na 2 białe robaki, jak i pęczek ochotek czy kanapkę z ochotki i białego. Po godzinie nastąpiła nagłą przerwa w braniach. Mogło to oznaczać wpłynięcie drapieżnika (łowisko obfituje w szczupaki i sandacze), bądź pojawienie się bonusa. Na haczyk powędrowały 4 grube białe. Po 5 min oczekiwania spławik powoli chowa się pod wodę, Dawid zacina rybę i za moment guma wjeżdża pod wodę.
Hol bonusa na delikatnym zestawie trwał około 10 min. Wówczas pod brzegiem pokazuje się jesiotr (zresztą pierwszy jaki Dawid złowił w życiu). Ponieważ łowiliśmy bez pula bungów hol był po pierwsze dość długi, a po drugie jego ostatnia faza wymagała odpięcia aż 5 elementów. Na szczęście cała operacja skończyła się sukcesem, a w podbieraku ląduje piękny 2,5 kg jesiotr.
Zamęt jaki narobił w łowisku jesiotr spowodował 15 minutowy przestój w braniach, jednak po donęcaniu znów pojawiły się karasie. Po około godzinie historia zatoczyła koło, ponownie brania ustały, a Dawid zapiął jesiotra znacznie większego niż pierwszy, niestety podczas jednej z licznych świec ryba wypięła się.
Kolejne donęcenie kulką zanęty z kasterami i wszystko wraca do normy, pojawiają się karasie, którym towarzyszą pojedyncze karpie i leszczyki.
Taka zabawa trwa do końca treningu. Efektem 5 godzin wędkowania jest blisko 12 kg ryb w siatce, a także jesiotr, który natychmiast po złowieniu wrócił do wody.
Muszę przyznać, że przebieg tego treningu nieco mnie zaskoczyły, spodziewałem się leszczy tymczasem okazało się, że w łowisku niespodziewanie pojawiły się karasie i to w bardzo dużej ilości. Jeden porządny trening to bez wątpienia za mało, żeby wyciągnąć odpowiednie wnioski. Niemniej jednak łowienie karasi wydaje się całkiem perspektywiczne… Najbliże zawody pewnie świenie zweryfikują to założenie.