Zapraszam do zapoznania się z drugą częścią artykułu dotyczącą startu drużyny LIWI Robaczki Tarnów w zawodach z cyklu Podlodowego GP Polski – Dobre Miasto. W pierwszej części tekstu (tutaj) skupiłem się na opisie przygotowań drużyny do startu. Podsumowałem cały okres przygotowawczy, który rozpoczął się już w niedziele od obserwacji Podlodowych Mistrzostw Okręgu PZW Olsztyn. Kolejne dni były poświęcone na treningi elementów taktycznych, które miały jednoznacznie określić gatunki i wielkości najczęściej poławianych ryb, głębokości ich występowania, sposób podania zanęty i robactwa oraz najłowniejszą wielkość ochotki haczykowej.
W niniejszej części artykułu przedstawię przebieg każdej z trzech III tur. Niemniej jednak nie będę omawiał każdego zawodnika z osobna, ani wszystkich razem. Skupię się na szczegółowym podsumowaniu występu pojedynczego zawodnika z Drużyny LIWI w każdej z trzech tur. Reszta drużyny wędkowała dokładnie tak samo, taktyka była identyczna, podobnie jak i towar oraz sposób jego podania. W I turze przyjrzę się startowi Darka Jankowskiego, w II Krzysztofa Zakrzewskiego, a III turę podsumuję z Robertem Florczakiem.
I Tura – Dariusz Jankowski
Zanim przejdę do opisu chciałbym, aby wszyscy czytelnicy zdawali sobie sprawę, że wędkarstwo, podlodowe to sport tylko dla najtwardszych zawodników. Warunki w jakich przyszło rywalizować w pierwszej turze na polderze w miejscowości Nowa Wieś należy określić jednym słowem – ekstremalne. Odczuwalna temperatura -37 stopni, a do tego wiatr w porywach dochodzący do 70 km/h. Wielu zawodników przypłaciło start odmrożeniami dłoni. Również Darek mocno odczuł mróz, skóra na prawej dłoni pękła, a on sam zorientował się o tym w momencie, kiedy żyłka zrobiła się czerwona… W wypadku dużych mrozów przydatna jest umiejętność wędkowania lewą i prawą dłonią, którą Darek opanował do perfekcji . Kiedy jedną ręką pracuje bałałajką druga grzeje w kieszeni i tak na zmianę.
Wracając jednak do wędkowania – obserwując podlodowe mistrzostwa Okręgu PZW Olsztyn, a także mając w pamięci późniejszy trening wszystko wskazywało na to, że w trakcie zawodów dominować będą okonie. Rybostan oraz charakter zbiornika, który jest płytki determinował towar jaki przygotowano na zawody.Tomek ze Sławkiem którzy odpowiedzialni są za przygotowanie zanęty zdecydowali, iż w I turze zrezygnują całkowicie z zanęty spożywczej. Mieszankę stanowiła ziemia bełchatowska z jokersem. Ziemia była pulchna, a kule z niej uformowane lekkie i puszyste. Po dotarciu na dno szybko rozmywały się tak aby ryby mogły wybierać towar z dywanu. Do każdej dziury trafiła jedna kulka wielkości orzecha włoskiego, dokładnie taka jak na rycinie powyżej.
Przebieg zawodów był zgodny z założeniami treningowymi. Darek tak jak i reszta drużyny odławiał okonie wśród których zdarzały się pojedyncze większe 15 – 20 cm osobniki. Bardzo ważna była mobilność i ciągłe szukanie ryb. Poszczególne otwory dawały od kilka do kilkanastu ryb po czym brania słabły, wówczas należało szukać ryb gdzie indziej. Donęcanie odbywało się w najbardziej klasyczny sposób, szczyptami luźnego jokersa. Na haczyk trafiały 1-2 ochotki. Okonie dobrze reagowały na agresywnie prowadzone mormyszki metaliczne (miedź, srebro) jak również na pinkę fluo.
Bardzo pomagały w tym krótkie kiwaki, które jednocześnie były mniej podatne na wiatr. W miarę możliwości kiwak należało zasłaniać własnym ciałem. Rozmiary mormyszek wahały się od 2,75 mm do 3,25 mm. Bardzo ważne oprócz kiwaka było również prawidłowe dobranie pozostałego sprzętu, a zwłaszcza szczytówek o odpowiedniej długości i miękkości. Przy płytkiej wodzie i cienkich żyłkach w momencie, kiedy możemy liczyć na średnie rybki szczytówka musi być miękka, aby dobrze amortyzować zacięcia.
Darek ostatecznie z wynikiem 2645 g uplasował się na 2 miejscu w sektorze. Pozostali zawodnicy zajmowali odpowiednio następujące pozycje: Sławek 1, Tomek 1, Krzysiek 2, Robert 3. Gwoli ścisłości należy dodać, że dużym zaskoczeniem dla wszystkich były płocie, które inaczej niż miało to miejsce na treningu, pojawiły się w trakcie zawodów i to w niemałej ilości.
II Tura – Krzysztof Zakrzewski
Druga tura odbyła się na jeziorze Limaino. Łowisku to pod każdym względem różniło się od polderu w Nowej Wsi. Inna była głębokość (nawet 10 m), inny był rybostan (głownie białoryb) i na szczęście inna była też pogoda. Treningi pokazały, że ryby ustawiają się na głębokości 8 m, a dominuje wśród nich płoć i krąp.
W związku z powyższym Tomek ze Sławkiem przygotowali klasyczną mieszankę zanętową na bazie zanęty zimowej Tomka wymieszaną z ziemią bełchatowską oraz gliną wiążącą double leam w celu jej delikatnego dociążenia i doklejenia. Glina stanowiła nie więcej niż 1/3 objętości mieszanki. Całość dopełniła niewielka ilość jokersa.
Do dziur bazowych trafiała jedna kulka zanęty wielkości orzecha włoskiego. Po rozpoczęciu wędkowania okazało się że ryby ustawione są inaczej w stosunku do treningu. Otóż zamiast na około 8 m były ustawione na 6 m. Krzysiek wywiercił 4 dziury wzdłuż przekroju poprzecznego jeziora, nawiercając różne głębokości. Jedna z nich okazała się rybna i pozwalała skutecznie i bardzo szybko łowić kolejne ryby do końca zawodów. Oczywiście w międzyczasie Krzysiek sprawdził inne otwory ale brania w nich były rzadsze.
Po zlokalizowaniu ryb kluczowe było osiągnięcie jak najszybszego tempa ich odławiania, pomocne w tym było odpowiednie dobranie sprzętu. Mormyszka 3,25 mm oraz żyłka 0,07 mm zapewniały szybki oraz pewny hol. Najskuteczniejsze były mormyszki metaliczne złoto/miedź. Na haczyku meldowały się płocie i okonie w stosunku 1:1. Łącznie w II turze Krzysiek złowił przeszło 150 ryb. Pomimo tego, że inni dowiercili się wokół niego w trakcie zawodów, dzięki sukcesywnemu donęcaniu luźnym jokersem nie byli w stanie odebrać mu ryb. Z wynikiem 2935 g Krzysiek wygrał sektor. Pozostali zawodnicy zajęli następujące lokaty: Robert 1, Tomek 2, Sławek 2, Darek 10.
III Tura – Robert Florczak
III Tura odbyła się na polderze w miejscowości Kwicewo. Jest to łowisko płytkie o głębokości około 2-2,3 m. Trening wskazywał, że dominuje w nim drobna płoć choć zdarzały się pojedyncze 15-20 cm sztuki.
Według Roberta rodzaj podanego towaru był tutaj sprawą drugorzędną – bo ryby były wszędzie. Ale dla porządku dodam, że cała drużyna łowiła na mieszance opartej na zanęcie zimowej Tomasza Nysztala, ziemi bełchatowskiej z niewielką ilością jokersa.
Kluczową kwestią było dobranie odpowiedniej częstotliwości donęcania, mianowicie ryba nęcona za rzadko odpływała – co było rzadszym przypadkiem. Zdecydowanie częściej zdarzało się, że drobna płotka żerująca bardzo intensywnie pluła jokersa, co oczywiście szybko kończyło się jej przekarmieniem i osłabnięciem brań. Konieczna była wówczas zmiana dziur. Równie ważna jak częstotliwość donęcania było odpowiednie dobranie sprzętu. Żyłki 0,064 mm, bardzo miękkie szczytówki, ostre haki na długim trzonku.
Robert łowił metalicznym mormyszkami w rozmiarach od 2,75 mm do 3,25 mm. Tak dobrany sprzęt pozwolił na zacięcie większości brań podczas gdy część zawodników notorycznie pudłowała. Ostatecznie z wynikiem 3755 Robert wygrał swój sektor. Pozostali zawodnicy LIWI zajęli następujące miejsca: Darek 3, Krzysiek 6, Tomek 9 i Sławek 11.
W klasyfikacji generalnej drużyna LIWI zajęła pierwsze miejsce, natomiast w klasyfikacji indywidualnej na drugim miejscu uplasował się Robert, na najniższym stopniu podium stanął Krzysiek, czwarty był Tomek, dwunasty Sławek i trzynasty Darek.
We wstępie do pierwszej części artykułu postawiłem pytanie gdzie kryje się tajemnica sukcesu drużyny LIWI. Każdy z moich rozmówców odpowiadał tak samo: równy zgrany zespół funkcjonujący na koleżeńskich zasadach i w duchu szacunku o to o co wszyscy razem walczą. Chłopaków oprócz wspólnych startów łączy jeszcze zwykła przyjaźń… wspólne wyjazdy na wakacje czy wyprawy morskie. Wszyscy zawodnicy klubu znają się od lat. Darek i Krzysiek wspólnie startują przeszło 20 lat. Znamienne jest także to, iż drużyna nie była formowana na zasadzie „wielkich transferów”. Wręcz przeciwnie np. Sławek wkroczył do drużyny w 2004 roku gdzie nabierał doświadczenia pod okiem Darka, aby kilka lat później zdobyć indywidulane v-ce mistrzostwo świata.
Specjalną rolę w drużynie odegrał trener – Adam Wszołek, bez którego sukces zespołu LIWI nie byłyby możliwy. Adam jest osobą, która obserwując to co działo się na poszczególnych sektorach potrafi wyciągnąć bezbłędne wnioski co do ilości i wielkości poławianych ryb. Jego bezcenne rady niejednokrotnie ratowały zawodników z LIWI z opresji.
Ostatnim elementem układanki są rodziny Roberta, Sławka, Krzyśka, Tomka Darka i Adama. Udział w niespełna tygodniowym wyjeździe na przygotowania i start w GP nie byłby możliwi bez ich przychylności i wsparcia – za co chłopaki serdecznie dziękują swoim żoną i dzieciom. I to właśnie te rzeczy składają się na SUKCES drużyny LIWI Robaczki Tarnów.
Podczas Podlodowego GP Polski cała drużyna LIWI korzystała w produktów Gliny Natura. I o ile Darek, Krzysiek i Sławek znają moje gliny już od dłuższego czasu to Tomek i Robert zetknęli się z nimi pierwszy raz. Tym bardziej cieszą mnie słowa uznania pod moim adresem za które niniejszym dziękuję i polecam się na przyszłość. Darkowi, Robetowi i Krzyśkowi bardzo dziękuje za szczerą rozmowę. Jednocześnie chciałbym całej reprezentacji życzyć połamania kiwaka na zbliżających się Podlodowych Mistrzostwach Świata.
z wędkarskim pozdrowieniem
Mateusz Przebięda
Robert Florczak
Dariusz Jankowski
Kzysztof Zakrzewski