Podlodowa reprezentacja Polski od lat stanowi jedną z najmocniejszych drużyn na świecie. Na przestrzeni ostatnich czterech lat Polacy wywalczyli dwa srebrne oraz jeden brązowy medal Mistrzostw Świata. Po nieudanych zeszłorocznych mistrzostwach w USA gdzie o zwycięstwie w dużej mierze decydował przypadek, (bo jak inaczej nazwać zawody w których zawodnicy łowią kilka niewielkich ryb na turę), nasi bardzo chcieli znów wskoczyć na podium.
Ostatnie Mistrzostwa Świta odbyły się na Białorusi na torze regatowym pod Mińskiem w dniach 22-23.02.14. Zapewne większość z moich czytelników już wie, że Polacy ostatecznie zajęli czwarte miejsce. Artykuł który czytacie jest nie tyle relacją z Mistrzostw, ale raczej zapisem mojej rozmowy z Darkiem Jankowskim, który opowiedział mi o zawodach z perspektywy zawodnika.
Oczywiście w tekście tym nie zabranie także odniesień do wyników pozostałych reprezentantów Polski. Zapraszam do lektury…
MP: Darku zacznijmy od samego początku. Kiedy tak na prawdę rozpoczęły się dla Ciebie mistrzostwa świata?
DJ: Na Białoruś wyruszyliśmy w poniedziałek przed południem, kiedy pod moim domem w Żabnie zameldowali się Krzysztof Zakrzewski (trener kadry), Roman Cyfra i Artur Szczygieł (asystenci trenera).
Po spakowaniu baraży pojechaliśmy po Sławka Żołędzia, a następnie w Jankach pod Warszawą zabraliśmy Pawła Gałaja. W okolicy Wyszkowa dosiadł się do nas Marcin Majewski. W Łomży spotkaliśmy się z Tomkiem i Robertem oraz ekipą „Z wędką nad wodę”. Wieczorem wstąpiliśmy po Piotrka Kowalewskiego w okolice Augustowa, który przed dalszą drogą ugościł całą drużynę na kolacji. Piotrku, jeśli będziesz czytał ten tekst wielkie dzięki dla Ciebie, a zwłaszcza dla Twojej małżonki za niesamowitą gościnę. Po kolacji w pełnym składzie mogliśmy wyruszyć do Mińska.
Granicę z Litwą i dalej z Białorusią przekraczaliśmy w nocy. Z przekroczeniem granicy litewskiej oczywiście nie było problemu, z kolei na przejściu granicznym z Białorusią musieliśmy odbyć szczegółową kontrolę bagażu. Trochę obawialiśmy się problemów z przewozem robaków, ale na szczęście niesłusznie.
Do Mińska dotarliśmy we wtorek około 10:00 nad ranem czyli dokładnie po 24 godzinach podróży.
MP: Po przybyciu na miejsce pewnie musieliście chwilę odpocząć czy może raczej od razu postanowiliście udać się na tening?
DJ: Oczywiście byliśmy zmęczeni po podróży. Niemniej jednak wszyscy wiedzieliśmy, po co tu jesteśmy. Postanowiliśmy od razu udać się nad wodę pomimo, iż organizator zamknął łowisko, a pierwszy trening mogliśmy odbyć w środę.
Wtorkowe godziny wczesnopopołudniowe wykorzystaliśmy na zapoznanie się z dojazdem nad wodę, a także obejściem łowiska.
Resztę dnia przeznaczyliśmy na regenerację organizmów, przygotowanie sprzętu oraz przegląd robactwa.
MP: Jak wyglądał w takim razie pierwszy trening?
DJ: Pierwszy trening rozpoczął się od sprawdzenia głębokości na całym łowisku. Romek posługując się dalmierzem badał rozkład głębokości co 5 m nanosząc odczyty na mapę. Z kolei reszta drużyna sprawdzała w praktyce, na co można liczyć w trakcie wędkowania.
W łowisku dominowała drobna ryba, głównie okonie jazgarze i pojedyncze płotki. Ryb w sumie nie było wiele.
MP: A jak przebiegł drugi i trzeci trening?
DJ: W czasie drugiego i trzeciego treningu skupiliśmy się na dopracowaniu sprzętu, zgraniu ze sobą wszystkich elementów wędek: grubości żyłki, twardości szczytówki, sztywności kiwaka i wielkości mormyszki tak, aby wybrać najskuteczniejsza konfigurację przy łowieni tamtejszych ryb. Dużo nacisk położyliśmy także na wypracowanie sposobu podawania towaru.
Wariantów nęcenia było kilka np. nęcenie czystą zanętą w postaci kul, luźnym jokersem z góry, czystym jokersem z dzwonka, kulami z ziemi z jokersem. Jeśli chodzi o łowione ryby to zgodnie z założeniami była to głównie drobnica.
Na trzecim treningu Tomek na głębszej wodzie złowił jednego leszcza na około 600 pkt.
MP: A jakie były wnioski po trzech dniach treningów?
DJ: Zawonicy wraz z sztabem trenierskim uzgodnili, że przede wszystkim mamy odławiać drobnice. Ryby ewidentnie ustawiały się stanowiskowo, tak więc jeśli nie zameldowały się w przeciągu kilku minut w otworze, raczej nie było szans żeby pokazały się tam później.
Drobnicy należało szukać w łowisku, aż do skutku. Jeśli chodzi o podanie towaru to najlepiej sprawdzała się ziemia z jokersem podana na dno w formie kuli oraz delikatne donęcenie z góry drobnym jokersem, dosłowne po 3-5 larw. Donęcanie ochotką haczykową nie pogrubiało ryb wręcz przeciwnie drobnica szybko się nasycała i natychmiast odpływała. Podobnie było ze spożywką, donęcanie nawet niewielkimi kulkami płoszyło ryby. Z treningów wynikało jasno, że bonusy (trafił się jeden leszcz ryba 2,5 kg złowiony przez Litwina) zdarzały się rzadko i bezpieczniej będzie budować wagę drobną rybą.
Jak się później okazało Ukraińcy i Rosjanie i Białorusini, celowo w trakcie treningów nie odławiali grubych leszczy, tak aby nie zdradzać swojej taktyki. Ale oni w przeciwieństwie do nas mogli trenować tam od blisko miesiąca…
MP: Dobrze Darku, opowiedz o pierwszym dniu zawodów?
DJ: Taktyka zakładała jak najczęstsze odławiane okoni i jazgarza i ciągłe poszukiwanie płotki, która dawała lepszy rezultat wagowy, ale z kolei była znacznie cięższa do zlokalizowania.
Pierwsza bazę założyłem na głębokości 3-3,5 m. Mapa głębokości łowiska wykonana przez Romka sprawdziła się w 100%. Drugą bazę nawierciłem na płytszej wodzie. Wędkowanie rozpocząłem od bazy nr 1 odławiając pojedyncze jazgarze i okonie. Od Zbyszka Maciejewskiego, który był moim opiekunem na sektorze dostałem informację, że w pobliżu mojej drugiej bazy Rosjanin i Ukrainiec odławiają pojedyncze płotki. Odpuściłem, więc okonie i rozpocząłem obławianie drugiej bazy. Od razu wyciągnąłem 3 płocie i rozpocząłem donęcanie kilkoma larwami jokersa, niestety przy takiej presji nawet tak znikoma ilość joka przepłoszyła ryby. Zbyszek poinformowali mnie, że w okolicy mojej pierwsze bazy pojawiły się okonie i płocie. Zawodnicy w tej strefie obstawili już jednak cały obszar w którym meldowała się ryba.
Spróbowałem dowiercić się do nich niestety bez skutku. Wróciłem więc do swojej pierwszej bazy i do końca zawodów odławiałem ryby właściwie z każdego otworu, jednak po kilku sztukach wyłowionych sztukach brania zanikaly i musiałem zmienić dziurę. Tuż przed końce spiołem w przeręblu piękna 300 g płoć, która bez wątpienia dałaby mi awans o 4 pozycje ostatecznie zająłem 10 miejsce w sektorze.
MP. Jak oceniasz swój występ, a także występ reszty drużyny w pierwszej turze?
DJ: W łowieniu ryb zwłaszcza na takim poziomie trzeba oprócz umiejętności mieć także szczęście. Niestety to właśnie szczęści mi zabrakło. Ryby w sektorze skupiły się w jednej ograniczonej strefie. Obszar ten był tak obłożony przez innych zawodników, że nie było mi dane dowiercić się do ryb. Jeśli zaś chodzi o pozostałych to łowili równo, zwłaszcza Robert, Paweł i Tomek którzy zajęli odpowiednio 4, 5, 5 miejsce. Sławek uplasował się w swoim sektorze na 7 pozycji.
Chłopaki łowili moim zdaniem bardzo dobrze, w ilości łowionych ryb nie odstawiali od reszty, niestety o kolejności w sektorach decydowały bonusy. Ostatecznie drużynowo po pierwszym dniu zajmowaliśmy 5 miejsce, było już jasne, że aby kolejnego dnia myśleć o ataku na podium należy skupić się na łowieniu grubych leszczy.
MP: Po pierwszy dniu pewnie odczuwaliście niedosyt, co postanowiliście zmienić przed drugim dniem?
DJ: Zdecydowanie, my zawsze walczymy do końca. Naszym celem był medal, chcieliśmy przeskoczyć w klasyfikacji Estończyków oraz Rosjan. Jeśli chodzi o zmiany w taktyce, to dotyczyły one przede wszystkim towaru.
Inaczej niż wcześniej nęciliśmy dziury – głownie dużą ilością grubej ochotki haczykowej, tak aby zainteresować przepływające leszcze.
MP: W drugim dniu poszło Ci znacznie lepiej powiedz coś więcej o swoim występie.
DJ: O zdecydowanie… Zgodnie z mapą głębokości sektora przygotowana przez Romka postanowiłem od razu udać się na najgłębszą wodę. Słuszność mojej decyzji potwierdził fakt, iż za mną przybiegł reprezentant Rosji, który próbował dowiercić się możliwie blisko mnie. Do tego stopnia, że po interwencji sędziego musiał on odsunąć swoją bazę. Po zanęceniu bazy przebiegłem sektor wzdłuż wykonując otwory co 5 m, każdą z 15 wywierconych dziur zanęciłem. Bardzo ważne było rozsądne gospodarowanie robactwem oraz zanętą, gdyż na turę można było mieć maksymalnie 1 litr spożywki oraz jokersa. Drugą bazę nawierciłem na głębokiej wodzie w pobliżu reprezentanta Ukrainy i USA. Pierwsza baza okazała się pusta wtedy otrzymałem informację od Zbyszka, że Amerykanin odłowił 2 płotki, natychmiast więc zmieniłem bazę. W pierwszej dziurze drugiej bazy złowiłem płotkę i okonia.
Za to w drugiej zameldował się pierwszy 20 cm leszcz. Wiedziałem, że po pierwszym leszczu jest szansa, iż wkrótce pojawią się kolejne i zacząłem nęcić dziurę grubą ochotką. Zmieniłem wtedy bałałajkę na egzemplarz wyposażony w żyłkę o grubości 0,07 i dowiązaną do niej denka w kolorze fiolet. Moje przypuszczenia się potwierdziły i właściwie odraz dołowiłem kolejne leszcze najpierw 200 g później 400-600g. Jeśli dobrze policzyłem chyba 11 z kolei leszcz był tak duży, że ledwo zmieścił się do dziury (1,2 kg).
Niestety przy jego wyciąganiu z otworu uszkodziłem mu nieznacznie pokrywy skrzelowe, a do wody dostało się kilka kropel krwi. Nim krew dotarła do dna złowiłem jeszcze jednego leszcza, a później brania ustały… końcówkę tury spędziłem na dłubaniu pojedynczych ryb pomiędzy otworami.
MP: Myślisz, że brania ustały przez smugę z krwi?
DJ: Nie wiem, ale jakoś dziwienie koniec brań leszczy skorelował się z smugą z kilku kropel krwi w wodzie.
MP: Dobrze a powiedz jeszcze jak nęciłeś, jaki osiągnąłeś wynik i jak oceniasz swój występ.
DJ: Z swojego występu w drugiej turze jestem bardzo zadowolony, chyba jako jedyny w sektorze nie popełniłem błędów. Skuteczność zacięć i holów była 100% w odróżnieniu np. od reprezentanta Ukrainy, który ryb miał tyle samo co ja, ale 2 lub 3 zerwał. Z wynikiem 6812 wygrałem swój sektor. Jeśli chodzi zaś o nęcenie to w trakcie wędkowania donecałem co 10-15 s dwoma larwami grubej ochotki.
MP: Chciałbyś coś dodać na koniec?
DJ: Kilka rzeczy, po pierwsze z osiągniętych wyników widać, że taktyka na drugi dzień była odpowiednia, oprócz mnie swój sektor wygrał także Robert, Sławek był 5 Tomek 7, a Paweł 8. Ostatecznie drużynowo zajęliśmy 4 miejsce tracąc 4 punktu do trzecich Rosjan.
Obiektywnie trzeba przyznać, że medal był w zasięgu. Zabrakło treningu… Przed MŚ mieliśmy zaplanowany tygodniowy wyjazd na trening, niestety w tym czasie w ostatniej chwili zdecydowano się zorganizować GP Polski więc musieliśmy zrezygnować z wyjazdu na Białoruś. Cóż takie jest życie. Po drugie chciałbym bardzo podziękować Zbyszkowi Maciejewskiemu, który pomagał mi jako łącznik bezbłędnie informując mnie, co dzieje się na łowisku. Dobry łącznik to 70% sukcesu zawodnika. Po trzecie chciałbym także podkreślić role kibiców, który oklaskami po każdemu złowionej rybie dodawali zawodnikowi otuchy. Jeden białoruskich zawodników po zawodach podszedł do mnie pogratulował wyniku okazało się, że mój wynik był najlepszym w historii zawodów na tym łowisku na przestrzeni ostatnich 30 lat…
MP: Darku Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
z wędkarskim pozdrowieniem
Mateusz Przebięda
Dariusz Jankowski
Zdjęcia: Romana Cyfra i Dariusz Jankowski