Wisłok w centrum Rzeszowa to dla mnie wędkarskie odkrycie tego roku. Jest to łowisko bardzo rybne, równe z dobrą lokalizacją i infrastrukturą. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy kilkukrotnie miałem okazję tam wędkować. Pierwszy raz podczas parowych zawodów „Puchar Wisłoka”, wówczas w debiucie złowiłem przeszło 6 kg płoci i zająłem 4 miejscu w sektorze. Z zawodów wracałem zadowolony i z masą przemyśleń na temat samego łowiska, taktyki, podania towaru. Jak się wkrótce okazało, bardzo szybko miałem okazję na weryfikację tych przemyśleń. Już dwa dni później wróciłem do Rzeszowa, a niniejszy tekst jest relacją z tego wyjazdu.
Wisłok w centrum Rzeszowa bardziej przypomina kanał niż rzekę podgórską. Dzieje się tak za sprawą zbiornika zaporowego usytuowanego kilka kilometrów powyżej łowiska. Zrzut wody ze zbiornika reguluje przepływ. Brzegi są strome jednak u podstawy skarpy brzegowej mamy wybetonowaną płaską półkę na której wygodnie można rozłożyć stanowisko. Logistycznie najlepiej rozłożyć się bezpośrednio przy parkingu hali „Podpromie” lub parku linowego.
Na bardziej oddalone miejscówki musimy przenieść lub przewieść sprzęt, jednak nie jest to problem gdyż transport odbywa się po wyasfaltowanej ścieżce rowerowej. Uciąg rzeki jest niewielki i w dużej mierze zależy od pracy urządzeń spustowych na zaporze. W sytuacjach w których miałem okazję wędkować na Wisłoku prędkość wody oscylowała pomiędzy 0,5g-2g i była zmienna w trakcie wędkowania. Wahania stanu wody w granicach 30 cm są tutaj normą i należy być na nie przygotowanym.
Jesienią na Wisłoku głównym celem zawodników są płocie, często bardzo okazałe, dochodzące do 0,5 kg. Sporadycznym przyłowem są większe ryby głównie leszcze, świnki, jazie, klenie, brzany. Pomimo, iż w łowisku ryb nie brakuje, są one bardzo ostrożne, używanie delikatnych zestawów z przyponami 0,07 mm i haczykami 20 jest tutaj normą.
Mieszanka zanętowa którą przygotowałem do wędkowania była dość nietypowa. Nawet w listopadzie wędkowanie tutaj potrafią skutecznie utrudniać ukleje, dlatego też już samym przygotowaniem zanęty chciałem ograniczyć ich ilość. Zanętę Lorpio GP Bream Black nawilżyłem dzień wcześniej, aby nieco zgasić jej pracę. W/w spożywka jest to ciemna bardzo drobna mieszanka, o subtelnej pracy. Jestem niemal pewien, że jeśli chodzi o skład jest to ta sama zanęta co Roach Fine, której nadano inny aromat i usunięto z niej nadmiar pracujących frakcji. Moim zdaniem jest to idealne rozwiązanie na grube, jesienne, kanałowe płocie.
Z kolei glina, którą przygotowałem do wędkowania stanowiła połączenie 70% gliny rzecznej z 30% ziemi bełchatowskiej. Całość była dobrze dowilżona, do momentu w którym nawet niewielki dodatek wody sprawiłby że glina zaczęła by się „kulkować”. Sama glina rzeczna byłaby zbyt tęga na uciąg 2 gram, oczywiście rozmyła by się w 4h, ale na dnie stworzyłaby ciężkie, tęgie stożki, takie podanie byłoby dobre przy łowieniu leszczy. Natomiast przy łowieniu płoci lepsze są puszyste, rozwleczone kopczyki, z których niewielkie ryby mogą w miarę swobodnie wybierać robactwo i zanętę. Z pulchnością mieszanki nie należy przesadzać, gdyż w wypadku zbyt lekkiej mieszanki może ona nam odpłynąć, lub zostać zbyt szybko rozmyta przez żerujące ryby. Warto podkreślić, iż dodatek ziemi bełchatowskiej zdecydowanie przyciemnia mieszankę oraz powoduje uwalnianie z kul ciemnej smugi. Uważam, że przy uciągu 2-3 gram i płociach w przedziale 100-500 takie podanie jak opisałem wyżej jest optymalne.
Zanętę w ilości 3 litry wymieszałem z 10 litrami gliny. Do całości dodałem 1 gazetę jokersa, 100 ml pinki i 50 ml castera. Z tej masy formowałem dość duże kule o różnej konsystencji. Najlżejsze kule uformowałem tak aby były pulchne, ciężko to opisać ale zagniatałem je w taki sposób aby miały dużo powietrza w sobie (długo ale z niewielką siłą). Takie kule bardzo szybko rozkładają się na dnie, uwalniają dużo powietrza i wynosząc frakcje zanętowe. Kolejne kule były mocno i bardzo mocno zaciśnięte, powinny one stać na dnie do max 3h. Ostatnią część mieszanki zanętowej dodatkowo dowilżyłem do konstatacji plasteliny i ulepiłem z niej kule które miały za zadanie stać 4 h.
Do kubka przygotowałem 11 kul wielkości jajka, które zawierały 150 ml pinki, 150 ml kastera, 250 ml jokersa. Cześć kul była delikatnie doklejona bentonitem. Na donęcanie pozostawiłem sobie 3 litry gliny i 1 litr zanęty.
Trzy topy uzbroiłem w luźno napięte silikonowe gumy o średnicy 0,8 mm, które zapewniały skuteczne zacięcia i pewne hole ryb z którymi przyszło mi się zmierzyć. Zestawy oparłem na bombkach Rondo 0,3 g – 0,75g oraz lizaku Ray 1 g. Obciążenie rozłożyłem dwupunktowo 20 cm powyżej śruciny/n sygnalizacyjnej ulokowane było obciążenie główne. Sygnałek był niewielki i stanowił go śrut nr 11.
Przy takim układzie obciążenia nawet niewielki przytrzymanie zestawu podbijało przynętę z dna, w razie potrzeby można było ją zdusić ściągając do przyponu kolejne 11 –tki. Dla porządku podaje, iż zestawy zbudowałem na żyłce Hikara o średnicy 0,102 mm, stosowałem krótkie 20 cm przypony z tej samej żyłki o średnicy 0,072 mm z haczykiem red roach 20.
Rozpocząłem wędkowanie. Zanęta natychmiast zwabiła ryby w pole nęcenia. Już w pierwszym przepłynięciu złowiłem sympatyczną 100 g płoć.
Ryby były ustawione kilka metrów poniżej kul co świadczy o tym, że zwabiły je najluźniejsze, intensywnie pracujące i rozmywające się kule. Wyjściową przynętą była pojedyncza pinka, a wędkowanie rozpocząłem 0,5 g zestawem, pozwalał on prowadzić się w miarę dynamicznie, aczkolwiek nieco wolniej niż uciąg przy powierzchni. Zestaw nieznacznie przytrzymywałem podczas całego spływu, co pewien czas mocniej go stopowałem aby podbić przynętę z dna, po wypuszczeniu zestawu najczęściej następowało branie.
Generalnie najlepiej wędkowało mi się bombkami i to tymi najlżejszymi: 0,3 g i 0,5 g. Rondo dzięki swojej budowie świetnie prowadzi się na niewielkich uciągach. Metalowy kil i pękaty korpus dobrze stabilizują spławik a wąska szyja sprawia, że po przytrzymaniu spławik nie wykłada nam się na wodzie. Wszystkie spławiki wyważyłem do ½ długości plastikowej anteny. Zdecydowanie najmniej brań miałem na spławik Ray, była to zdecydowanie zbyt toporna konstrukcja w stosunku do uciągu, a przede wszystkim ryb które łowiłem.
Po około 30 minutach ryby były już w kulach. Intensywne brania twrały przed około 2,5 h w tym czasie w równym tempie odławiałem płotki w przedziale od 100 – 350 gramów. Z ciekawszych ryb należy odnotować 30 cm świnkę.
Po mniej więcej 2,5 h brania zaczynają słabnąc, a po chwili zacinam potężnego leszcza, któremu niestety nie daję rady. Konsekwentne donęcanie mieszanką gliny, zanęty oraz jokersa wraz z kasterem i ochotką haczykową szybko przywołuje ryby oraz kolejnego leszcza któremu również został w wodzie.
Jedyny przedstawiciel tego gatunku, którego wyciągnąłem na koniec miał może 350 pkt. Przez pozostałe 1,5 godziny łowię piękne płocie, które chętniej pobierały grubszą przynętę zwłaszcza 2-3 pinki.
Ostatecznie wędkowanie kończę o 4 godzinach, łączna waga złowionych ryb wynosiła około 8 kg.
z wędkarskim pozdrowieniem
Mateusz Przebięda