Spławikowe Mistrzostwa Polski Seniorów zbliżają się dużymi krokami, korzystając w wolnej chwili postanowiłem wybrać się na trening nad Zalew Szymanowice. Dzień przed wyjazdem zadzwoniłem do Zbyszka Cieplińskiego – opiekuna łowiska, od którego dowiedziałem się, że wybierają się z córką – Gosią na trening przed MO. Nie zastanawiając się wiele postanowiłem się do nich dołączyć tym bardziej, że zamierzali łowić na trawach, czyli w płytkiej wschodniej części zbiornika, na której nie miałem jeszcze okazji wędkować.
Z Tarnowa wyruszyliśmy z żoną o godzinie 5:30. Na łowisku zameldowaliśmy się nieco spóźnieni około 7:10. Okazało się, że oprócz Zbyszka i Gosi w treningu będzie uczestniczył także Kamil Górecki. Gosia zajęła stanowisko w środku. Po prawej stronie miała mnie, a po lewej Kamila. Po rozłożeniu stanowiska wygruntowałem łowisko. Wody pod kijem było mniej niż się spodziewałem bo około 80 cm. Jak się później okazało ta głębokość wcale nie przeszkadzała rybą. Do łowienia przygotowałem 2 topy ze spławikami Drailon 0,6 g i 1 g.. Spławiki były doważone łańcuszkiem śrucin pod którymi w jednym punkcie 10 cm niżej znajdowały się zgrupowane dwie śruciny, a kolejnych 15 cm niżej pojedynczy śrut. Haczyk którego używałem to Drennan Ultrafine pole zawiązane na 15 cm przyponach z żyłki 0,09mm.
Do wędkowania przygotowałem identyczną mieszankę zanętową jak podczas mojego ostatniego wyjazdu na Szymanowice. Złożyły się na nią 4 paczki gliny wiążącej Double Leam i 2 paczki zanęty Lorpio Roach. Mogłoby się wydawać, że na płytkie łowisko i niewielki płotki lepsza byłaby mieszanka lżejsza mocniej pracująca. Jednak moim zdaniem na Szymanowicach jest to duży błąd, przynamniej na stanowiskach na których dotychczas łowiłem. Znacie powiedzenie „wieje jak w kieleckim”? Dokładnie tak było i tym razem. Silny wiatr wprawiał wodę w ruch, która raz dobijała do brzegu, a raz przesuwała się wzdłuż zbiornika. W takich warunkach nietrudno o rozwleczenie po dnie towaru, który podamy w łowisko, zwłaszcza kiedy łowimy na 80 cm wodzie. Mieszanka zanętowa musi więc być dość tęga (oczywiście bez przesady), ciężka, ważne jest również sklejenie kul bentonitem. Stożki z takich kul są bardziej zwarte, dodatek bentonitu tworzy w ich wnętrzu coś na kształt czopu, który świetnie przytrzymuje nasz towar. Drugie założenie to nie podawanie punktowo zbyt dużych ilości jokersa również dlatego, żeby nie został on rozwleczony po dnie, a ryby za nim odprowadzone z łowiska. Kolejnym założeniem było podanie całego towaru na wstępie i dobranie jego ilości, tak aby nie donęcać w trakcie wędkowania.
Zanętę do wędkowania dowilżyłem dwukrotnie do konsystencji optymalnej, tak że dawała się formować w kulę, które jednocześnie łatwo rozcierałem w rękach.
Przygotowanie gliny polegało na jej odsianiu na 2 mm sicie i delikatnym dowilżeniu atomizerem.
Następnie odsianą na 3 mm sicie zanętę połączyłem z gliną w proporcji 1:2. i do całości dodałem 250 ml jokersa. Z tej mieszanki odjąłem 3 litry, które odłożyłem na ewentualne donęcanie gdyby okazało się, że ilość towaru, która podałem na wstępie jest niewystarczająca. Kule do wstępnego nęcenia ulepiłem w trzech konsystencjach. Kolejne porcje zanęty oprócz tego, że zostały mocniej doklejone, to także zawierały dodatkowe porcje jokersa. Łącznie we wstępnym nęceniu zużyłem około 700 ml jokersa, a 250 pozostawiłem jako rezerwę taktyczną.
O 9:05 rozpoczęliśmy nęcenie, ja cały towar podałem rękę z kolei Gosia i Kamil użyli także w trakcie wstępnego nęcenia kubków.
Wędkować zaczęliśmy po sygnale Zbyszka o 9:15. Ryby pojawiły się u wszystkich od pierwszego wstawienia zestawów. Na początku najlepsze brania miałem na pojedynczą ochotkę, jednak po każdej rybie należało założyć nową larwę, co kosztowało trochę czasu.
Chciałem jak najszybciej przejść na pinkę. Próbowałem co chwila dokładać do ochotki pinkę, niestety zazwyczaj musiałem wówczas dłużej czekać na branie, tak więc przed pierwsze 120 min większość ryb złowiłem na ochotkę. Silny wiatr bardzo utrudniał wędkowanie mnóstwo czasu straciłem na rozplątywanie lub wymianę zestawów, który plątał się zazwyczaj, kiedy spinałem rybę, a zestaw wyskakiwał nad wodę (łowiłem na 80 cm wody). Mimo wszystko tempo nie było najgorsze bo moim łupem padło równe 100 płoci. Były to ryby o dość dużej masie około 40-50 gram, którymi całkiem sprawnie podbijało się wagę.
Na początku trzeciej godziny nastąpiło gwałtowne załamanie i taki kiepskiej pogody. Niebo w jednej chwili zasnuły chmury z których lunął rzęsisty deszcz. W tym momencie wszyscy pośpiesznie rozkładali parasole i zabezpieczali sprzęt przed deszczem i wiatrem. A trzeba przyznać, że wiało bardzo mocno. Ja rezygnowałem z wędkowania, wyjechałem w tył tyczką i pod parasolem postanowiłem przeczekać nawałnice.
Zdjęcie, które Iwona zarobiła z samochodu naprawdę nie oddaje tego, co działo się nad wodą. Opady deszczy zakończyły się tak szybko jak się rozpoczęły. Wróciłem więc do wędkowania. Okazało się, że silna fala delikatnie wymyła mi zanętę.
Najwięcej płoci łowiłem metr w prawo i metr w stronę brzegu od miejsca wstępnego nęcenia. Można sobie wyobrazić gdzie miałbym ryby gdybym podał lekką mieszankę opartą w głównej mierze na Ziemi Bełchatowskiej… Druga połowa trzeciej godziny i czwarta to już typowe szybkościowe łowienie. Płocie zaczęły brać na pojedynczą pinkę na którą nierzadko wyciągałem po 8-10 ryb bez jej wymiany.
Przedłużając lekko odcinek pomiędzy spławikiem a szczytówką uniknąłem kłopotów z plątaniem zestawów. 96 płotek które złowiłem w ostatnie 90 min to moim zdaniem bardzo przyzwoity wynik.
Po sygnale na zakończenie sprawdziliśmy stany naszych siatek. Kamil podszedł do wędkowania bardzo rekreacyjnie i w pewnym momencie skupił się na odławianiu grubszej ryby, która pojawiła się na jego stanowisku. Jego łupem oprócz płotek padły dwa około 1 kg leszcze kolejne dwa spiął. Nie mieliśmy wagi, ale doświadczona ręka Zbyszka oszacowała wynik Kamila na 3500-4000 pkt.. Gosia z kolei odławiała płocie, których przez 4 godziny złowiła 164, co dało jej wynik około 6000-6500 pkt. Ja natomiast złowiłem 196 płotek o masie około 7500-8000 pkt.
Z drugiego treningu na Szymanowicach jestem bardzo zadowolony. Pomimo asysty innych zawodników, udało mi się utrzymać rybę przez cały czas w łowisku. Nie przydarzały mi się przestoje, donęciłem tylko jeden raz i to raczej profilaktycznie niż z konieczności. Moje kolejne spotkanie z Szymanowicami to zawody z cyklu RVDE Cup. Sprawdzę na nich w boju słuszność wniosków, które wyciągnąłem z moich treningów.
Gosi, Zbyszkowi i Kamilowi chciałem serdecznie podziękować za wspólne wędkowanie. A na zbliżające się MO Tarnobrzeg Gosi życzę połamania kija.
z wędkarskim pozdrowieniem
Mateusz Przebieda