Łowienie tyczką na wodzie stojącej, to umiejętność którą w stopniu przynajmniej dobrym opanowaną ma większość zawodników w naszym kraju. Jednak jeśli myślicie na poważnie o wędkarstwie sportowym należy pracować nad wszechstronnym rozwojem wędkarskim. Nie można pomijać uklei, matcha oraz łowienia na uciągach. Mając to na uwadze pod koniec sierpnia wraz z Filipem Kletschką wybraliśmy się powędkować na szybko płynącej rzece.
Okazja była wyborna gdyż okazało się że Filip często wędkuje na Wiśle w Opatowcu, który nawiasem pisząc oddalony jest od mojego miejsca zamieszkania o 35 km. Samo łowisko jest bardzo urokliwe, ulokowane w widłach Wisły i Dunajca. Najdogodniejsze do wędkowania miejsca znajdują się na lewym brzegu powyżej przeprawy promowej. Mamy tutaj do dyspozycji około 50 m kamiennego murku na którym można wygodnie rozłożyć stanowisko.
Sama rzeka ma tutaj około 80 m szerkości, głębokość waha się pomiędzy 1,5m – 2m, uciąg zależy od stanu wody ale generalnie oscyluje pomiędzy 15g-40 g. Ryby które tu wysępują to głównie krąpie, a towarzyszą im brzany, certy, świnki i klenie. Krótko pisząc warunki bardzo przypominają Wartę w Poznaniu.
Po dotarciu nad Wisłę przeprawiłem się promem na drugi brzeg gdzie czekał już na mnie Filip. Szybko zabraliśmy się za przygotowanie do wędkowania. Normalnie zanętę do łowienie na rzece domaczam dzień wcześniej, tym razem ze względu na brak czasu spożywkę przygotowaliśmy nad wodą. Filip za moją radą zdecydował się na mieszankę timarmix champion – rzeczny, krąpiowy klasyk: zanęta o grubej frakcji, mocno kleista, z dużą ilością czerwonego i pomarańczowego fluo, wyraźnie ziołowa w aromacie. Ja z kolei zdecydowałem się na zanętę z niższej serii „Match Plus”, a konkretnie mieszankę River, również treściwa i kleistą. Zanęty z tej serii charakteryzują się znakomitą relacją ceny do jakości. Obydwaj namoczyliśmy po 3 kg spożywki. Zanętę zamierzaliśmy podać w glinie rzecznej. Prawidłowo przygotowana glina przed przetarciem musi być nawilżona do stopnia w którym zacznie się zbylać, następnie taką glinę należy przetrzeć przez 4 mm sito. Robactwo dostosowaliśmy do ryb które zamierzaliśmy łowić. Moim zdaniem do łowienia niewielkich krąpi nieodzowny jest jokers i pinka. Tych mieliśmy przygotowane po 500 ml i 250 ml. Oczywiście pinka była uśmiercona tak aby nie rozbijała kul. Same kule ulepiliśmy w 3 konsystencjach, które najpierw były wyregulowane wodą, a później bentonitem. Co ważne w przekroju poprzecznym były one lekko spłaszczone. Takie kule są mnie podatne na toczenie przez prąd wody.
Uciąg tego dnia był spory. Wisła niosła więcej wody niż zazwyczaj, dlatego musieliśmy używać spławików w przedziale 30-40 g. Ja najwięcej czasu łowiłem 30 g dyskiem, z kolei Filipowi najlepiej pływało się 35 gr spławikiem.
Po zanęceniu łowiska pierwsze 10 min. minęło nam bez brania. Ryby ewidentnie musiały napłynąć w nasze kule. Pierwszy krąpie zaczął łowić Filip, najpierw były ustawione na rozmyciu i w miarę upływu czasu przesuwały się z kule. Zanim pojawiły się w moim polu nęcenia Filip zbudował już przewagę około 20 ryb. Brania rozkręcały się z każdym przepłynięciem.
Kolejne kule zaczynały pracować, a w łowisku meldowało się coraz więcej ryb. Po godzinie łowienia łowiliśmy 8-9 krąpi na 10 przepłynięć. Ryby stały w kulach do brania wystarczyło mocne przytrzymanie zestawu nad kulami i swobodne jego wypuszczenie. Po dwóch sekundach można było ciąć w ciemno krąp miał już przynętę w pyszczku. Naszym łupem padały głównie niewielkie 70-100 g osobniki.
Brania zaczęły słabnąc mniej więcej w 3 godzinie rozpoczęliśmy donęcanie, ryby świetnie reagowały na zanętę z niewielką ilością jokera i pinki. Po każdym donęceniu łowiliśmy rybki które pluły zanętą.
Łowienie zakończyliśmy po 4 godzinach nasze wyniki były podobne i oscylowały w okolicy 12 kg. Wydaje mi się że Filip miał minimalnie więcej ryb, co wynikało przede wszystkim z faktu, iż łowił krótszą 11,5 m wędka. Krąpie napłynęły też nieco wcześniej w jego pole nęcenia.
z wędkarskim pozdrowniem
Mateusz Przebięda